Jan Pietrzak, Marek Rogusz i Robert Kielek rozwikłali kolejną tajemnicę związaną z kampanią wrześniową na ziemi sieradzkiej. Na spotkaniu w Muzeum Okręgowym opowiedzieli o szczątkach polskiego samolotu RWD-14b „Czapla”, odnalezionych w ubiegłym roku.

Przez lata mieszkańcy okolic Gór Prusinowskich wspominali o polskiej maszynie, zestrzelonej 5 września 1939 roku przez niemieckie myśliwce. Jaki to był samolot? Gdzie dokładnie spadł? Kto stanowił jego załogę? Pytania te czekały na odpowiedzi ponad 70 lat.

Historia zaczęła się od niewielkiego artykułu, zamieszczonego w 2004 roku w Dzienniku Łódzkim. Tekst zawierał stwierdzenie pewnego znawcy lotnictwa, że w Zadzimiu pochowana jest załoga polskiego bombowca „Łoś”. – Pozwoliłem sobie zanegować tę wypowiedź. Lotnictwem zajmuję się już bardzo długo i los walczących we wrześniu „Łosi” jest mi znany. Powiedziałem więc, że musi tu chodzić o załogę innej maszyny. Wraz z bezpośrednim świadkiem zestrzelenia polskiego samolotu nad Górami Prusinowskimi, panem Czesławem Walczakiem, pojechałem wtedy na miejsce wydarzeń z 5 września 1939. Obaj mieliśmy wątpliwości co do „Łosia” – opowiada Jan Pietrzak.

Było więc wiadomo, że w Górach Prusinowskich spadł jakiś samolot. Praca grupy pasjonatów miała określić, jaki to typ maszyny. Archeolog Adam Golański rozpoczął od sporządzenia mapy elektromagnetycznej miejsca upadku.

Potem zdjęto warstwę ziemi i przesiano ją. Na sicie zaczęły się pojawiać przedmioty – łuski nabojowe oraz elementy drewnianej konstrukcji samolotu. A więc była to lekka, uzbrojona maszyna. Temu opisowi odpowiadają dwa typy konstrukcji, używanych przez polskie lotnictwo podczas kampanii wrześniowej: R.XIII „Lublin” i RWD-14b „Czapla”. Za tą drugą przemawiały ostatecznie znalezione na miejscu upadku elementy silnika, w tym taki, który absolutnie przesądzał sprawę: tabliczka przytwierdzona obok rękojeści służącej do otwierania i zamykania żaluzji odpowiadających za chłodzenie. Elementy tego typu były tylko w „Czaplach”.

– Tych samolotów wyprodukowano niewiele, bo długo uchodziły za konstrukcję nieudaną: kolejne egzemplarze testowe spadały przy wyprowadzaniu maszyny z lotu nurkującego. Po wielu próbach jednak zdecydowano się uruchomić jego seryjną produkcję w Lubelskiej Wytwórni Samolotów. Ktoś mógłby powiedzieć, że w porównaniu z niemieckimi maszynami „Czapla” była przestarzała technologicznie. Pamiętajmy jednak, iż był to samolot obserwacyjny. Niemcy do tych celów wykorzystywali samoloty o podobnych parametrach – mówi historyk lotnictwa Marek Rogusz.

Istnieją nawet przesłanki sugerujące, do jakiej formacji należała „Czapla” zestrzelona w Górach Prusinowskich. Robert Kielek wspomina: – Nieżyjący już Czesław Walczak opowiadał, że gdy tuż po upadku samolotu przybiegł na to miejsce, zobaczył na drzewach resztki płótna z namalowanym symbolem owada przypominającego ważkę. Oznaczenie takie miały maszyny 33. Eskadry Obserwacyjnej Armii „Poznań”.

Na miejscu upadku znaleziono również przedmiot, który naprowadził poszukiwaczy na personalia lotników. Jest to doskonale zachowany ryngraf z wizerunkiem Matki Boskiej i napisem na odwrocie: „Niech Cię Bóg ma w swej opiece. 15 X 1938”. Jest to data promocji oficerskiej szkoły lotniczej w Dęblinie. Po analizie nazwisk oficerów lotnictwa, służących w Armii „Poznań”, historycy wytypowali podporucznika obserwatora Tadeusza Sawickiego jako pilota „Czapli” zestrzelonej 5 września 1939 w okolicach Szadku. Wraz z nim załogę samolotu tworzył kapral pilot Brunon Ślebioda.

Wszystko wskazuje na to, że obaj zestrzeleni lotnicy zginęli na miejscu. Na polecenie Niemców, ich ciała pochowano najpierw na cmentarzu w Zadzimiu, a potem przeniesiono do Łęczycy.

Poszukiwaniu szczątków „Czapli” w Górach Prusinowskich poświęcono jeden z odcinków programu Telewizji Polskiej „Było, nie minęło”. Można go zobaczyć tutaj.

T.O.